Łezka się kręci w oku
Ł.W.: Od czasu kiedy opuściła Pani mury SMS Zakopane minęło już parę lat. Wspomnienia z tamtego okresu zostały?
K.P.: Oczywiście! Było wtedy tak sympatycznie, że do dziś utrzymuję kontakt z moją wychowawczynią Panią Kuczyńską i znajomymi z lat szkolnych. Pomimo tego, że często podróżuję, to nie ogranicza się on tylko do rozmów telefonicznych – czasami trafi się okazja to rozmów na żywo.
Ł.W.: Podczas nauki w szkole średniej też była Pani często w rozjazdach. Z pogodzeniem sportu z nauką nie było problemów?
K.P.: Nigdy. Nie dość, że z wszelkimi zaległościami radziłam sobie szybko, to jeszcze moja średnia na koniec roku była naprawdę dobra. W przeciwieństwem do uczniów z liceum „dziennego”, którzy chodzili ciągle obładowani książkami, my – z klasy sportowych byliśmy bardziej wyluzowani, ale wcale nam to nie przeszkadzało zdobywać niezłe stopnie.
Ł.W.: Może jakaś anegdotka z tamtych czasów?
K.P.: Pamiętam, że mieliśmy wielkie problemy z organizacją studniówki. Nie mogliśmy znaleźć jednego terminu, podczas którego cała klasa stawiłaby się na imprezie w komplecie. Jak z zawodów wrócili skoczkowie, to wyjechali biatloniści, gdy znowu oni byli w Zakopanem, to brakowało biegaczy (śmiech). Uczyliśmy się tańczyć poloneza, wraz z koleżankami szukałyśmy wystrzałowych kreacji, a i tak ostatecznie impreza się nie odbyła.
Ł.W.: Ale matura sama Was już znalazła.
K.P.: Na początku, jak to w przypadku każdego bywa, czułam spory stres, ale już po pierwszym egzaminie nabrałam pewności siebie i dalej poszło już całkiem łatwo. Gdy to wszystko sobie wspominam, to aż łezka się kręci w oku.